Udostępnij
PALLOTYNI

Duchowość

Pallottiego sposób na zmianę

czwartek, 06-07-2023 | dodał: Ks. Krzysztof Freitag SAC

Kiedy czytasz te słowa to coś takiego, jak „parafialna kolęda” jest już jedynie wspomnieniem. Jednak, to doświadczenie jest mocno wpisane w naszą kościelną rzeczywistość. Z „kolędą” bywa różnie – dla niektórych jest to doświadczenie wręcz traumatyczne (ksiądz lęka się ludzi, a parafianie księdza); dla innych zaś jest to moment istotny w ich życiu religijnym. Zaczynam od takiej myśli, bo dla mnie „chodzenie po kolędzie” stało się w tym roku doświadczeniem nadziei.

Wchodząc do mieszkań znanych i nieznanych mi ludzi, za punkt honoru postawiłem sobie, by dzielić się nadzieją właśnie. Zanim rozpoczynaliśmy modlitwę, mówiłem do ludzi: „jesteście ważni dla Boga. Bez względu na to, jak wygląda teraz wasze życie, z czym sobie radzicie, albo i nie radzicie, w tym wszystkim obecny jest Pan. Jesteście głęboko w Jego sercu”. Przyznam, że z biegiem dni te słowa stały się dla mnie „zwyczajne”, ale okazało się, że dla wielu osób były wręcz przełomowe. Niektórzy płakali, inni zaś – jakby zmieszani tą nowiną – nie wiedzieli, co z nią zrobić, jakby ktoś pierwszy raz w życiu powiedział im, że Bóg jest dobry.

Tegoroczna „kolęda” uświadomiła mi, jak bardzo jesteśmy głodni: nadziei, sensu, wiary, lepszych dni i dobrych relacji. Jesteśmy głodni Boga, który potrafi zaradzić naszym potrzebom. Jesteśmy głodni Ewangelii, która potrafi zmieniać świat. Ale obok tego, jesteśmy wezwani do zaradzenia temu głodowi poprzez niesienie nadziei: każdy. Ksiądz, papież, Kowalski i Nowak. Każdy.

W Ewangelii Łukasza czytamy: „Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał (Łk 10, 1)”. W tych nieznanych z imienia uczniach Kościół widzi każdego z nas – wszyscy jesteśmy zaproszeni do niesienia Słowa Jezusa tam, gdzie panuje mrok i beznadzieja. Nie można zrzucać obowiązku głoszenia Dobrej Nowiny tylko na barki duchowieństwa – to nasze wspólne zadanie! Ba (to jako dygresja), świeccy potrafią czynić to nierzadko lepiej, niż niejeden uczony duchowny.

Św. Wincenty Pallotti, nas – Pallotynów – Założyciel, tak pisał o wezwaniu do ewangelizacji:

„Przykazanie zaś miłości, które wszystkim nakazuje wielbić i ponad wszystko kochać Boga, a bliźniego swego miłować jak siebie samego, zobowiązuje nas również do starania się wszelkimi możliwymi sposobami o wieczne zbawienie tak swoje, jak i bliźniego. Każdemu więc Bóg przykazał się troszczyć o wieczne zbawienie bliźniego. Wszyscy powołani są do apostolstwa stosownie do swojego stanu i zawodu”.

Dodajmy do tego jeszcze naukę Soboru Watykańskiego II, który stwierdza: „Chrystus pełni swe prorocze zadanie aż do pełnego objawienia się chwały – nie tylko przez hierarchię, która naucza w Jego imieniu i Jego władzą, ale także przez świeckich, których po to ustanowił świadkami oraz wyposażył w zmysł wiary i łaskę słowa, aby moc Ewangelii jaśniała w życiu codziennym, rodzinnym i społeczny (konst. Lumen gentium, 35)”.

Narzekamy na Kościół (często słusznie), ale jeśli chcemy by coś się zmieniło, sami musimy stać się zmianą. I tutaj z inspiracją przyszedł do mnie Pallotti, którego życie w zasadzie było nieustanną ewangelizacją i wzywaniem do tejże: każdego i wszędzie. Chcę Ci zostawić dzisiaj pallotyńską receptę na zmianę, której mądrość wynika z doświadczenia św. Wincentego (a w zasadzie wychodzi ona od naszego Mistrza, Jezusa).

Jak głosić nadzieję? Jak ją nakreślać? O czym pamiętać?

Po pierwsze o tym, że: BÓG JEST MIŁOŚCIĄ, i to NIESKOŃCZONĄ! Pallotti pisał: „Bóg w Istocie swej to Miłość odwieczna, nieskończona i miłosierna bez granic; ja zaś, choć nieskończenie niegodny, aby w sercu mym rozlana była miłość Boża, to jednak ufam mocno, że Bóg, który jest Miłością w swej Istocie, przepaja mnie miłosiernie odwieczną swą i nieskończoną miłością (…)”. Pragnienie miłości, jej dawania i przeżywania, jest głęboko wpisane w nasze dusze. Da się owszem żyć bez miłości, ale jest to bardziej wegetacja, niż życie. Pokazywanie ludziom prawdziwego oblicza Boga (Jego Obrazu) niesie z sobą uzdrowienie. Niestety w naszym Kościele zbyt często jeszcze przemyca się do ludzkich świadomości obraz Boga, o którym Jezus nie mówił: jako patologicznego despoty, który chce ludzkiego bólu. Nie taki jest Pan. On jest Miłością.

Po drugie: mówić ludziom, że SĄ Z MIŁOŚCI. I tu znów św. Wincenty: „Człowiek jest, jak nas o tym poucza święta wiara, stworzony na obraz i podobieństwo Boga, Bóg zaś ze samej swej istoty jest miłością. A zatem człowiek na mocy samego aktu stwórczego jest żywym obrazem miłości Bożej. Bóg zaś, który ze samej swej istoty jest miłością, w swojej zewnętrznej działalności zawsze się skłania do działania na korzyść człowieka (…)”. Nie jesteśmy naszymi błędami czy porażkami. Jeśli zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, nosimy w sobie Jego Miłość. Każdy atom naszego ciała i każdy zakamarek naszej duszy niesie z sobą wiadomość o Miłości Boga. Jakże bardzo potrzebujemy to usłyszeć, że nasza podstawowa tożsamość to miłość, to bycie dzieckiem ukochanym przez Miłość Nieskończoną. Zauważenie w drugim człowieku jego wartości potrafi zmieniać serce.

No i po trzecie: WALCZYĆ O JEDNOŚĆ. Pallotti nauczał: „Jezus Chrystus zapowiedział czas, kiedy cały świat zjednoczy się jako jedna Owczarnia pod jednym Pasterzem. Nasza modlitwa o nadejście Królestwa podoba się Panu. Nasze dobre czyny, żarliwe modlitwy sprawiedliwych i wstawiennictwo Błogosławionej Dziewicy Maryi sprawią, że dzień ten nadejdzie”. Nie musimy wszyscy się z sobą zgadzać, być tacy sami czy lubić się bez granic. Nie sądzę by było to możliwe. Ale możemy zrobić zawsze jakiś krok (choćby mały) w stronę budowania porozumienia. Ot choćby, zacząć się słuchać. Posłuchać opowieści kogoś, kto myśli inaczej niż ja; czuje inaczej niż ja; przeżywa swoją seksualność inaczej niż ja; ma inną historię życia niż ja. Mały krok, a tyle może zmienić.

Powyższe refleksje to oczywiście jedna z wielu „metod” głoszenia Ewangelii. Ty możesz wypracować swoją. Ważne by po prostu… zacząć. Nie być w Kościele jedynie biorcą („to mnie trzeba głosić, mnie pocieszać, mnie ratować”), ale też Dawcą: nadziei i pokoju. Ewangelia Jezusa sama się po świecie, po blokowisku, po miejscu Twojej pracy nie rozniesie. Bóg potrzebuje Ciebie by odmieniać ten świat. Czy odpowiesz na to zaproszenie? Czy zamkniesz się jednak w świecie swoich oczekiwań i pretensji? Wybór, jak zawsze, należy TYLKO do Ciebie. Powodzenia!