WAŻNE PYTANIA

Po co Pan Bóg powołuje?
Na początku warto zarysować pewien ważny kontekst. Jezus powołuje nas przede wszystkim do miłości i do wolności. Miłość, jako pojęcie uniwersalne, czyli dotyczące każdego, jest wpisana w nasze życie. Nie znam człowieka, który by powiedział: nie chcę być kochanym, nie chcę szacunku, nie chcę życzliwości… Przeciwnie. Każdy potrzebuje zauważenia, danego czasu, bliskości, rozmowy – czyli w pewnym sensie tego, co miłość wytwarza.
Bóg, który jest dobry, który jest Miłością - niczego poza dobrem dać nie może, bo wtedy On sam byłby sprzecznością, jakimś bezsensem. Tu upada i okazuje swoją porażkę twierdzenie, jakoby On zsyłał na człowieka zło, w postaci choroby, śmierci czy ogólnie niesprawiedliwości. Jakaś dziwna herezja… Owszem, pozwala na pewne smutne, przykre czy wręcz tragiczne epizody, ale nie są one Jego zemstą. To wynik błędu czy złości człowieka. Pan jest wtedy o wiele bliżej, niż może się wydawać!
W tym zatem ujęciu każdy człowiek jest powołany do tego, żeby kochać i być kochanym w sposób całkowicie wolny, nie w znaczeniu egoistycznym (pomijając wszelki materialistyczny hedonizm), ale traktującym miłość jako dar Boży. A z prezentami bywa różnie. Od ludzi możemy dostać coś, co nam się nie spodoba, zawiedzie oczekiwania. Możemy (choć to niegrzeczne) nawet odmówić przyjęcia podarku. To, co pochodzi bezpośrednio z łaski Najwyższego, nigdy bublem się nie okaże.
Jak Pan Bóg powołuje?
Na pewno z pełnym szacunkiem wobec tego, kogo powołuje. Jest ogromną tragedią, gdy ktoś przez przypadek znajdzie się w małżeństwie czy w stanie kapłańskim, konsekrowanym.
Należy zaznaczyć, że Pan Bóg wie o nas wszystko. Już dawno temu (jeśli wolno w ogóle użyć tutaj kategorii czasowych), przed naszym narodzeniem, Pan wiedział kto z kim, kiedy i dlaczego. Już wtedy zaplanował człowiekowi pewną ścieżkę, na której wspomniane powołanie do miłości zrealizuje. Małżeństwo, kapłaństwo czy życie zakonne to formy, które tej realizacji służą. Ze strony Boga zawsze jest to propozycja, nie przymus.
W życiu pojawiają się pewne okoliczności, wydarzenia które podpowiadają, gdzie Pan Bóg chce mnie mieć. Ktoś, kogo Pan powołuje do kapłaństwa, czuje jakieś większe zainteresowanie sprawami Bożymi. Pociąga go życie ciche, trochę bardziej samotne, bardziej ożywione modlitwą, kontemplacją. W dzieciństwie odprawia Mszę na zbudowanym przez siebie ołtarzyku itd. Nie jest to oczywiście normą kategoryczną, ale gdzieś to tak w większości wygląda.
Natomiast porzucenie swojego powołania zawsze skutkuje nieszczęściem, czy niepełnym szczęściem. Wiadomo jednak, że Pan Bóg to ostatnia Osoba, którą można podejrzewać o jakąś chorą zawiść, czy mściwość wobec tego, który nie chce życia według Jego planu. Pan nadal błogosławi i wspiera. Poza tym, każde powołanie jest obarczone pozytywnym balastem charyzmatów do jego podjęcia.
Kogo Pan Bóg powołuje?
Tych, których sobie uprzednio wybrał. I nie są to bynajmniej ludzie tytularnie czy materialnie wielcy (przeczytaj 1 Kor 1, 26-28).
Pierwsi powołani przez Jezusa to ludzie bardzo prości, żeby nie rzec prostacy. Większość z nich pewnie nawet nie potrafiła pisać ani czytać. Byli jeszcze na długo po Wniebowstąpieniu pełni ludzkich wad, niespójności. Jednak to oni dali podwaliny Kościoła.
Z resztą Jezus idzie i powołuje zwłaszcza tych, którzy są już nieźle wymięci, wymieceni przez życie, przez grzech. Rozmawia z takim kandydatem proponuje pójście za Nim. Nie ma tu żadnego nakazu. Tylko zachęta. Jezus idzie i wzywa. Idą ci, którzy chcą iść. Jednocześnie daje do zrozumienia, że iść za Nim, to zostawić wszystko. Jakby tego było mało, to jeszcze trzeba będzie nieść Krzyż… Jezus o tym wszystkim mówi. Nie ukrywa trudu, bólu, łez, odrzucenia, wyśmiewania, fałszywego oskarżania, cierpienia samotności. Ale! Za to finał będzie wspaniały. Królowanie razem z Nim! I to na wieki!
Czy warto?
Proste pytanie i prosta odpowiedź: pewnie, że warto!!! Dla siebie i dla innych.
Osobiście nie wyobrażam sobie życia bez Sakramentów. Pan tak poukładał rzeczywistość swojego działania w świecie, że zaprosił do tego udzielania Siebie Samego człowieka. I nadal zaprasza. I będzie zapraszał. Skoro powołał do istnienia coś takiego jak Kościół, skoro obiecał, że ten Kościół będzie trwał do Jego ostatecznego przyjścia – to jestem spokojny. Bo tak będzie. Bo On jest wierny temu, co obiecał. Inne myślenie byłoby czymś co najmniej niestosownym wobec Pana Boga.
Oczywiście widać, że tak zwanych powołań jest co raz mniej. Wiąże się z tym wiele czynników: kryzys rodziny, odwrócenie świata wartości do góry nogami, demografia, czasem antyświadectwo duchowieństwa, walka z Kościołem, atak na dobre wartości itd. Widać w tym działanie demona.
Jednak Pan jest z nami, nie z demonem. Bóg jest także z Tobą, który czytasz ten tekst i myślisz o kapłaństwie czy braterstwie. Pozwól sobie na chwilę spokoju, oderwania od wielu spraw.
I po prostu zadzwoń, napisz.Wspólnie jakoś damy radę!