PÓJDŹ ZA MNĄ

W Jezusie musiało być coś, co bardzo fascynowało i pociągało innych. Te słowa, że natychmiast wszystko zostawili i poszli za Nim… Na co dzień tak nie jest. Przynajmniej ja z czymś takim nigdy się nie spotkałem, że człowiek porzuca wszystko na czyjeś słowo. Tu mamy do czynienia nie z czyimś słowem, ale ze Słowem Jezusa, Słowem Boga. Zatem w postaci Apostołów możemy widzieć tych, którzy bardzo mocno i autentycznie przyjęli Boże Słowo. I Ono dokonało w nich całkowitej przemiany, porzucenia dotychczasowego życia, miernego, biednego, trudnego, ale pewnego. Tymczasem za Nim, za Jezusem idą w nieznane. Oni tak jakby w jednym momencie poznali odpowiedź na pytania: co jest źródłem i podstawą życia człowieka, za co gotowi są cierpieć, za czym tęsknią, co jest ich nadzieją? W jednym momencie uzyskali na to wszystko odpowiedź, w Słowach: pójdźcie za mną.

Pewnie wiemy z własnego doświadczenia, że to łatwe nie jest. Ja to wiem. Kiedy ja odpowiadałem na te Słowa Jezusa, nie było takiej postawy jak dzisiejsi Apostołowie. Wcale tak szybko i bezwzględnie nie odpowiadałem. Czasem nachodzą mnie takie myśli ile czasu i okazji zmarnowałem, żeby być z Jezusem na serio, żeby autentycznie do Niego przylgnąć, żeby powiedzieć za Apostołem Pawłem: żyje nie ja, lecz Chrystus we mnie żyje. Noszę ten skarb w naczyniu z gliny: kruchym, delikatnym, niepewnym, bardzo podatnym na zniszczenie. Tak naprawdę, to Jezus ciągle czuwa, żeby mi to naczynie nie wypadło z rąk. I robi to bardzo często właśnie przez swoje Słowo. Niewierność Słowu powołania zaczyna się wtedy, kiedy Słowa brak. Dla nas, powołanych trochę inaczej niż większość, właśnie Słowo czuwa nad naszym bezpieczeństwem. Jeszcze w seminarium słyszałem od ojca duchownego, że właśnie z modlitwy Słowem Pana najczęściej i najszybciej się rezygnuje. Często o takiej modlitwie Słowem Bożym przypomina Papież. Dlaczego może pojawić się opór wobec Słowa? Jest kilka przyczyn, ale tą największą to uleganie pokusie złego. On wie, że Słowo Pana czuwa nad moim krokiem, że jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce. Naturalnie tego nie chce. Nie lubi, kiedy widzę czasem nawet banalne przeszkody, nie cierpi, kiedy zauważam te większe i zna środek, który mi je pokazuje. Jest nim Słowo Pana, Słowo z mocą, takie Słowo, które nie wróci do Boga bez wcześniejszego, dobrego efektu.

Kolejna sprawa to całkowita dobrowolność dania odpowiedzi na Boże Słowo. W słowach Jezusa: pójdź za mną zawarta jest też odmowa. Jezus nie mówi: masz za mną iść. Zakłada różną odpowiedź. Pewnie gdyby człowiek zawczasu wiedział, jak wielkie dobro Słowo Pana przynosi, zawsze by reagował tak, jak Apostołowie. Ale jest inaczej. Szacunek Boga i takie uzależnienie od decyzji człowieka. Niezwykła sprawa. Co to wszystko oznacza?

Wystarczy sięgnąć po gazetę, żeby się przekonać, że dla wielu współczesnych ludzi Bóg i Jego zwołanie, czyli Kościół, bo tak brzmi dosłowne tłumaczenie terminu Ecclesia, nie jest żywą siłą, w której można znaleźć pokój i osobą, która ma realny wpływ na nasze życie. Świat uważa, że Bóg jest martwy, ponieważ dla nich przestał istnieć, nie wierzą w Jego Słowa. Fryderyk Nietzsche, czegokolwiek by o nim nie mówiono, miał bardzo dobrą intuicję. W książce Wiedza radosna, przedstawia ciekawą scenę:

Szaleniec zapala latarnię i w jasny dzień rusza na zatłoczony rynek, wołając <<Szukam Boga! Szukam Boga!>>. Ludzie na rynku kpią z niego: <<Czyliż zginął?>> - spytał jeden. <<Czyż zbłąkał się jak dziecko?>> - rzekł drugi. <<Czy się ukrywa? Może boi się nas?>> Ludzie zakrzykują go i wyśmiewają. Wtedy szaleniec zwraca się do nich i krzyczy, że Bóg umarł! <<Powiem wam! Zabiliśmy Go – wy i ja! Wszyscy jesteśmy Jego zabójcami>>.

Nietzsche dalej Pisze, że szaleniec chodził od kościoła do kościoła, i śpiewał wieczny odpoczynek Bogu. Tym, którzy nic nie rozumieli odpowiadał: Czymże są jeszcze te kościoły, jeśli nie grobowcami i nagrobkami Boga? Streszczając: chodzi o to, że żywa obecność Boga w codzienności gdzieś się zagubiła. Zajęci swoimi bólami serca nie zauważamy, że wokół trwa zainicjowany przez Boga bankiet! Na naszą cześć! Pozwól się schwytać Chrystusowi. Nie bój się wyznać: Oto jestem, Panie! Osobiście mam już dosyć dyskusji na temat ciągle postępującej sekularyzacji, czyli definitywnego wyłączenia Kościoła z kultury, sztuki, etyki i moralności. Swoją drogą te postulaty są nieracjonalne, ponieważ dzięki Kościołowi Europa, a później inne kontynenty znacznie przyspieszyły postęp cywilizacyjny. To przecież ludzie Kościoła zakładali pierwsze akademie i ośrodki naukowe. To z Kościoła właśnie czerpano wzorce, które były niezwykle pomocne w kształtowaniu lepszego społeczeństwa. Inną sprawą jest fakt, że być może Kościół trochę się w tym wszystkim zagubił i gdzieś zaprzepaścił pewne szanse na większy rozwój.

Mówi się, że Kościół jest jednocześnie święty i grzeszny. I tak rzeczywiście jest. Święty jest wtedy, kiedy codziennie na nowo odpowiada na wezwanie Jezusa, kiedy stara się żyć Ewangelią, kiedy dotyka tajemnicy Boga w sakramentach. Jest grzeszny wtedy, kiedy te środki porzuca, czy nawet gardzi. Kościół to Ty i ja.